*Dzień 1* Problem komiwojażera
Z nieba lał się żar. Ubrany w pełny, o kolorze lodów
pistacjowych garnitur, pan Ksawery gotował się w środku i co chwila wycierał
pot z czoła wolną ręką. W drugiej trzymał walizeczkę pełną artykułów
kosmetycznych.
Pan Ksawery w biznesie pracował kilkanaście lat, więc wiedział
jak wciskać niepotrzebne produkty klientom. Manipulacja słowami, przekonanie o użyteczności,
ale przede wszystkim nienaganny wygląd, to klucze, którymi pan Ksawery otwierał
portfele klientów.
Miał on jednak wątpliwości, czy tym razem podoła zadaniu.
Rozejrzał się po okolicy i głęboko zamyślił, czy aby nie został wykpiony. Duże,
puste obszary porośnięte trawą nie są raczej miejscem chętnie zamieszkanym
przez domy.
Przeczesał palcami mokre od potu włosy, wyciągnął chusteczkę
z butonierki i przetarł nią twarz. Gdyby ktoś go teraz zobaczył…
Niespodziewanie na horyzoncie ukazało się wysokie drzewo.
Zaraz przy nim stał ogromny, drewniany dom. Czyli jednak nie zrobiono go w konia!
Przyspieszył kroku, przypominając sobie najlepsze teksty, którymi karmił
klientów.
Kiedy stanął przed wejściem, zdziwił się. Ciemnozielone drzwi
były wielkie. Ale nie wielkie, że szerokie, choć to swoją drogą. Były one dwa
razy wyższe niż on sam. Kompleksy, pomyślał i zapukał w nie pięścią.
Ksawery przebiegł wzrokiem po fasadzie. Dom był bardzo stary.
Zbutwiałe, czarne deski z pewnością musiały skrzypieć przy najmniejszym
powiewie. Pokryte osadem z deszczu szyby nie widziały gąbki i mydła od wielu
lat. Spadzisty dach porastały ciemne mchy i porosty. Dom miał jednak w sobie
magiczny urok, który przyciągał do siebie swoją tajemnicą ukrytą w środku.
Drzwi z przeraźliwym skrzypnięciem otworzyły się. Stał w
nich największy człowiek, jakiego kiedykolwiek widział w życiu.
O mieszkańcu można było powiedzieć krótko: masywny. Wszystko
w nim było kanciaste i jakby wyciosane z jednego głazu. Mała głowa wciśnięta
między szerokie barki. Ręce i nogi o grubości kilkunastoletniego drzewa. Tors,
który zatrzymałby rozpędzony pociąg.
– Widzę, że też panu gorąco. – Powiedział domokrążca, patrząc
na jedyne ubranie mieszkańca – skórzaną, brązową przepaskę.
– Yhy – zagrzmiał. – Czego tu chce?
– Przychodzę do pana ze świetną propozycją i kilkoma
próbkami naszego rewelacyjnego zestawu do pielęgnacji. – Wyrecytował z pamięci
Ksawery, patrząc w małe, bladoniebieskie oczka i dygocząc z przerażenia. –
Jeżeli oczywiście nie przeszkadzam i mogę zaprezentować… – zawahał się, czy
powinien to mówić – w środku.
Olbrzym patrzył chwilę na domokrążcę. Widać było procesy
myślowe, które zachodzą w jego główce. Na początku twarz neutralna, jakby
myślami był w innym miejscu. Potem zdziwienie, że sprzedawca stoi tu przed nim.
Na końcu głupkowaty uśmiech.
– Wejdzie – zagrzmiał ponownie olbrzym, ale teraz nieco
przyjaźniej i przesunął się.
W domie pachniało stęchlizną. Powietrze wręcz lepiło się od
zaduchu. Pewnie nie tylko powietrze się lepiło, pomyślał Ksawery, rozglądając
się dyskretnie po ubrudzonych meblach. Prosto z łąki wchodziło się do szerokiej
na cały parter izby. Na wyposażeniu pomieszczenia były: jeden ogromny stół, dwa
ogromne taborety, ogromne łóżko, ogromny dywan, wieszak na strzelbę zastąpioną
przez maczugę.
To ostatnie rzucało się najbardziej w oczy. I dopiero w tym
momencie domokrążca połączył ze sobą wszystkie fakty. Tu żył troll.
*
Ksawery zasiadł, a raczej wdrapał się na wskazany przez
trolla taboret. Nogi dyndały kilkadziesiąt centymetrów nad podłogą. Drżącymi
rękami otworzył na kolanach walizeczkę i pokazał zawartość siedzącemu naprzeciw
monstrum.
Wyjmował po kolei produkty i nerwowo-spokojnym głosem
opisywał ich zastosowanie. Troll patrzył zaciekawiony i lekko się uśmiechał.
Pan Ksawery myślami był jednak gdzie indzie i obmyślał coraz to inne sposoby na
ucieczkę.
Kiedy wyrecytował cechy ostatniego kosmetyku, powiedział po
chwili:
– Jeśli oczywiście ma pan ochotę, możemy przetestować całkowicie
za darmo próbki, które specjalnie dla pana przygotowałem.
Troll spojrzał niepewnie na zawartość, ale chyba przypomniał
sobie, że jego grubej skórze przecież nic nie grozi, a pielęgnacja nie
zaszkodzi. Kiwnął głową.
– Doskonale! Jeśli pan pozwoli tu podejść i klęknąć…
Troll był posłuszny i domokrążca miał przed sobą jego szarą
i pomarszczoną głowę.
– Myślę, że na początek zajmiemy się pana skórą, a
dokładniej tymi zrogowaceniami… Może trochę boleć, ale proszę mi wierzyć,
będzie pan potem z dumą ją pokazywał.
Ksawery wyciągnął z walizeczki tarkę do stóp i zaczął pracę.
Troll na początku pomrukiwał niechętnie, ale najwyraźniej polubił taki rodzaj
masażu i przymknął oczy z zadowolenia.
Domokrążca wykonywał standardowe czynności, za każdym razem
omawiając czym się teraz zajmie. Bez przerwy myślał o jednym punkcie swojego
programu, który tym razem zostawił na sam koniec.
– Widać od razu, jaką ma pan piękną cerę! Aż błyszczy!
Troll roześmiał się. Najwidoczniej podobała mu się wizyta
gościa.
– Żeby jednak została taka na dłużej, będę się musiał
posłużyć specjalnym pyłem, który zachowa ten efekt na wiele dni. Pył ten,
najdroższy panie, pochodzi z księżycowej skały, która oderwała się od niego i
spadła na Ziemię tysiące lat temu. Jest to niewyobrażalnie cenna skała, a
receptura przyrządzania z niej lekarstw i eliksirów młodości trzymana jest w tajemnicy.
Mam pan niesamowite szczęście, że wybrałem się do pana, by się nią podzielić.
Ksawery otworzył okrągłą, srebrną puderniczkę i pokazał
bliżej trollowi.
– Oto księżycowa skała, która…
– Bzdura, to zwykły puder– żachnął się troll.
– Ależ skąd! Nie śmiałbym! Niech pan tylko powącha…
Troll przybliżył bulwiasty nos. W tej samej chwili domokrążca
dmuchnął w puder, który oślepił monstrum i zmusił do kichania.
Ksawery zeskoczył na podłogę i rzucił się w kierunku drzwi.
Dom co chwila trzeszczał od kichnięć trolla i jego szamotaniny.
Ksawery był już prawie na zewnątrz. Nie śmiał jednak odwrócić
głowy i spojrzeć na potwora. Drzwi były blisko. Wystarczyło je tylko popchnąć…
Gdyby tylko Ksawery odwrócił głowę, miałby świadomość,
dlaczego nagle poczuł bolesne uderzenie a wszystko spowiła ciemność. Zobaczyłby
najpewniej rzuconą w jego kierunku maczugę. Nie dostrzegłby jednak łez zdradzonego
trolla, który chciał mieć tylko przyjaciela.
Niebezpieczna ta praca domokrążcy. Opowiadanie bardzo malownicze, a zakończenie mocne, w myśl zasady "maczuga wisząca na ścianie w pierwszym rozdziale, roztrzaska komuś głowę w ostatnim". Potencjał na bajkę o trollu, który szukał przyjaciela, no ale wtedy zakończenie musiałbyś troszkę zmienić.
OdpowiedzUsuń