*Dzień 15* Trzewik
Długi, ciasny korytarz śmierdział stęchlizną. Krótkie
świetlówki wyłaniały gdzieniegdzie ślady pełznącego po suficie i
zawłaszczającego sobie coraz więcej terenu grzyba.
Za grubymi, żelaznymi i zardzewiałymi drzwiami, na
próchniejącym krześle na środku niskiego pomieszczenia siedział szewc. Starym,
długim szydłem, zręcznie zaszywał ze sobą wycięte kawałki skór.
Postawił skończony but pod ścianą. W równym rzędzie pod nim
stało kilkanaście uszytych par. Patrzył bezmyślnie przed siebie, słuchając
dźwięczącej w pamięci muzyki granej na marimbie. Wierzchem spracowanej dłoni
otarł łzę.
*
Trzydzieści lat temu młodzieniec i dziewczyna uciekali
ciemnym, gęstym lasem. Blask księżyca przezierał przez szumiące liście drzew i
oświetlał im drogę ucieczki. Za sobą, coraz bliżej słyszeli odgłosy pogoni.
Rodzina dziewczyny przypłynęła na wielkiej fali emigracji w
latach dwudziestych ubiegłego wieku. W ich tradycji od wielu pokoleń
kultywowano grę na marimbie. Przywieźli ze sobą kulturę, którą uprawiali tylko
w swoim towarzystwie.
Po pewnym czasie dziewczyna poznała młodzieńca – rodowitego
mieszkańca kraju, do którego wyemigrowała. Oboje bardzo się pokochali. W niektóre noce młodzieniec odwiedzał dziewczynę, a ta grała mu rodzime melodie. A potem
łączyli się w jedność.
Po kilku tygodniach rodzina dowiedziała się o tajemnicy
między młodymi i zakazała dziewczynie dalszych spotkań. Młodzieniec i
dziewczyna postanowili uciec.
Wybrali piątą noc po odkryciu. Dziewczyna zsunęła się z
dachu domu, a młodzieniec złapał ją. A potem pobiegli w ciemną noc, z dala od niesprawiedliwego
świata wykreowamego przez rodzinę dla dziewczyny.
Kiedy usłyszeli za sobą pogoń i poszukiwania, znaleźli się
niespodziewanie obok starego bunkra, do którego wkroczyli przed wzrokiem rodziny. Dziewczyna przeciskając się przez pordzewiałe wejście,
skaleczyła się w stopę, lecz nie poczuła tego.
Następnego dnia nad ranem, leżeli wtuleni w siebie.
Młodzieniec opatulił ich swoim bawełnianym płaszczem na noc, by nie zmarzli.
Dopiero po przebudzeniu dziewczyna odkryła ranę, ale zlekceważyła ją.
Żyli w bunkrze kilka
dni. Żywili się zapasami przyniesionymi przez młodzieńca, który zaplanował całą
ucieczkę. Problem pojawił się dnia trzeciego, kiedy dziewczyna dostała gorączkę.
Nie mogli jednak iść do wsi, gdyż każdy już wiedział się o tajemnicy młodych
i każdy od razu zorientowałby się, kim może być para. Musieli zostać w bunkrze,
by być ze sobą.
Dziewczyna po tygodniu zmarła.
*
Stary szewc przychodził co roku do bunkra. Przychodził co
rok w noc śmierci swojej ukochanej.
Każdego dnia, kiedy odwiedzał grobowiec, zajmował się
szyciem buta dla dziewczyny. Gdyby tylko w tamtą noc założyła trzewiki na
stopy, żyliby teraz szczęśliwy do końca życia.
Komentarze
Prześlij komentarz