*Dzień 26* Ten przeklęty pokój

Ksawery wrócił do domu. Do matki, która zawsze starała się go wspierać, i do ojca, który wolał towarzystwo butelki. Nie zawsze. Często.
Jego dom nie był złym miejscem. Przepełniony był chwilami szczęśliwymi, ale Ksawery więcej widział w nim chwil przykrych i smutnych. A może po prostu nie chciał widzieć radości? Może po prostu był ambitniejszy?
Wszedł do swojego pokoju. Lubił go, ale czuł, że coraz mniej. Spędził w nim tak wiele lat swojej młodości, że zdawało mu się, że pożarł jego najlepsze lata. Boże, przecież nie był taki stary – dopiero co wkroczył w dorosłość, jeszcze wszystko przed nim. Ale czy na pewno?
Ksawery usiadł na sofie, oparł głowę o poduszkę i przymknął oczy. Zamyślił się. Znowu.
Zastanawiał się, czy jeszcze zdąży coś osiągnąć. Znał bowiem osoby, które już w młodszym wieku zadecydowały o swojej karierze i teraz brnęły dzielnie, by jej dosięgnąć. I wychodziło im to. O on? Co zrobił on? Całymi dniami siedział przy biurku, patrzył przez okno i myślał. I co mu z tego przyszło? Jedynie ponure myśli spędzające sen z powiek w co drugą noc i żal do samego siebie o marnotrawstwo czasu. Boże, był taki żałosny.
Ksawery marzył o podróżach za granicę. Chciał poznawać inne kraje, innych ludzi. Mimo to, ciągle go coś trzymało w tym przeklętym pokoju. Strach? Strach przed czym? Przed wystawieniem nogi za drzwi? Nie, to nie było to. Że wyjedzie i się nie dogada? Nonsens. Bariera językowa dla niego nie istniała. No to przed czym? Finanse? Jak będzie trzeba, to znajdzie pracę i zarobi. To było coś innego…
Ksawery czuł, że życie przecieka mu między palcami i zupełnie nie potrafi nad nim zapanować. Był jak liść na wietrze, który leci tam, gdzie zostanie akurat zepchnięty. Nie potrafił wykrzesać z siebie choć trochę sił. Nie potrafił być ptakiem, który opiera się wichurze i sam decyduje o swoim losie. Boże, był naprawdę żałosnym człowiekiem.
Otworzył oczy i westchnął cicho. Patrzył sennym wzrokiem na sufit.
Umiera. Każdego dnia traci czas i nie potrafi nic z tym zrobić. Nie potrafi zerwać łańcucha, który trzyma go w tym pokoju. Niby mówią mu, że to nic takiego trudnego, ale… On po prostu nie potrafi zadecydować o swoim życiu. Chce coś zmienić, ale nie potrafi, nie wie co. Gdzie postawić krok, żeby być szczęśliwym? Czy da się być szczęśliwym, nie będąc jednocześnie jak ci wszyscy ludzie żyjący nieświadomie z dnia na dzień, aż nadchodzi ich czas?
Co miał robić? Musiał szybciej znaleźć odpowiedź, bo czas gnał bezpowrotnie.

Komentarze