*Dzień 27* Strzelanina

Kapanie wody odbijało się o ściany echem. Otworzył oczy. Leżał na wyłożonej kamieniami posadzce. Dźwignął się trudem i usiadł. Rozejrzał się wokół. Był w otwartej celi. Przez mały lufcik na samej górze pomieszczenia przedostawał się blask księżyca, który wyłaniał z mroku błyszczące od wilgoci ściany. Nagle usłyszał śmiech, który potoczył się echem.

Wstał z trudem i podszedł do wyłamanej kraty. Wyjrzał ostrożnie w lewo. Na końcu korytarza odwrócony do niego plecami stał żołnierz. Ubrany był w ciemnogranatowy mundur, na głowie zaś miał stahlhelm. Oparty o arkadę palił papierosa i bawił się zapalniczką. Przy nodze postawił karabin.
Mężczyzna schylając się, szedł najciszej jak potrafił w kierunku żołnierza. Ten nadal palił papierosa, zaciągając się dymem. Brakowało jeszcze dwóch metrów…
Nagle spostrzegł przywiązaną do lewego uda pochwę z nożem.
Metr.
Jego oddech zamarł. Czoło pokrywał pot. Teraz.
Chwycił rękojeść noża i wyciągnął go błyskawicznie. Żołnierz aż wypuścił papierosa z ust i nim zdążył krzyknąć, ostrze zagłębiło się w gardło. Ciało upadło. Obok spadł tlący się papieros.
Mężczyzna chwycił karabin, sprawdził amunicję w długim, wąskim magazynku i pognał dalej.
Biegł przez korytarz oświetlany wsadzonymi w uchwyty pochodniami. Znalazł się na rozwidleniu. W lewo czy w prawo? Jasne, że zawsze w prawo.
Naprzeciw niego pojawił się kolejny żołnierz, który pełnił wartę. Kiedy zobaczył biegnącego mężczyznę, kucnął i odbezpieczył karabin. Mężczyzna w biegu wycelował i nacisnął spust. Kilka kul walnęło w podłogę, ale jedna trafiła żołnierza w głowę.
Zatrzymał się na chwilę nad ciałem i zabrał pełny magazynek. Pobiegł dalej.
Kiedy przebiegł przez okute, drewniane drzwi, znalazł się w obszernym, oświetlonym żyrandolami pokoju. Wszędzie stały dębowe biurka a pod ścianami piętrzyły się regały z księgami. I wszędzie byli żołnierze. Patrzyli na niego zaskoczeni, gdy w końcu jeden trzeźwo pomyślał i krzyknął coś po niemiecku. Nagle wszyscy dopadli do biurek i zaczęli strzelać w jego kierunku.
Kule świstały nad jego głową. Huk karabinów wypełniał sale i ogłuszał. Nie, nawet zamierzał wyściubić nosa zza lady. Nie ma takiej opcji.
Pół metra od niego dostrzegł leżący granat. Padł na ziemię i wyciągnął rękę w jego kierunku. Odbezpieczył go jednym ruchem, policzył do dwóch i wstał.
Zanim go wyrzucił, jakaś niemiecka kula dźgnęła go w pierś. Świat zaczerwienił się, ale ostatnimi siłami wyrzucił granat w kryjówkę Niemców.
Zanim nastąpił wybuch, leżał martwy.

*

– Wiem, że pada, ale nie oznacza to, że musisz siedzieć cały dzień i grać w te gry.
– Ale mamoooo, nie grałbym, gdybym przeszedł ten etap, ale on jest trudny! Ostatni raz, obiecuję!

Komentarze