*Dzień 18* Danie, którego nie sposób zepsuć

Pewnego razu hodowca kóz syberyjskich chciał zjeść obiad, o którym dowiedział się od swoich kolegów z fachu. Chodziło o pieczoną na ogniu rybę. Podobno była to potrawa, której nie sposób było zepsuć – spalić. Rolnik nie posiadał ani talentu, ani odpowiedniego paleniska. Wpadł jednak na pomysł…
Wybrał się autobusem na przystanek obok stacji paliw. Podszedł do kasy i zapytał o kanistry. Już kilka chwil później był właścicielem 10-litrowego, oliwkowego bukłaka pełnego benzyny.
Zanim zaszedł do domu, udał się do miejscowego sklepu rybnego i kupił wielkiego pstrąga. Już przyrządzić, to na pełnej mocy.
Wyjął otłuszczoną patelnię, położył na niej rybę i wszystko polał benzynę. Nie skropił jak cytryną –ryba pływała w benzynie i patrzyła martwym, ale jednak przestraszonym wzrokiem na rolnika.
Jednym ruchem kciuka odpalił zapalniczkę. Ogień to ogień, pomyślał i przyłożył zapalniczkę do patelni.
Pierdolnęło. Pierdolnęło tak mocno, że z ryby został jedynie przypalony szkielet.
Rolnik wstając z podłogi, przetarł osmoloną twarz i pokiwał głową z zadumą.
– Jednak ogień to nie ogień – powiedział i od tamtego momentu postanowił ryby tylko gotować, bo to zdrowiej i bezpieczniej.

Komentarze